sobota, 1 grudnia 2007

Dzień XII. The Doors.

Zanim The Doors, to trochę Windows najpierw. Windows XP (eXtra Panorama).
Bo jakiś czas temu Markowi kolega chciał zaimponować i powiedział, że żarł suszi z jakimś kolesiem, co ma zegarek fajny i robi w TVN. I że kasę czesze czy coś. No super - rzekł Marek - ale co mnie to, jak ja mam taki view z okna.














Też mi alternatywa, pff. Taki widok kontra suszi w stolicy. W dodatku jako bonus do widoczku dołączony był baraczek, co to on jest KLUżkiem tego blożka.
Dawno nas tam nie było (z powodów rozmaitych), w związku z tym postanowiłem puścić Maję z drzwiami (toreb nie było nad podorędziu). Nie bardzo wiem, co to jest podorędzie, wiem natomiast, że w odwecie Maja wróciła z workiem na zwłokę. O proszę.









Planem na dziś było skrobnięcie tu i ówdzie. Drzwi i okna, które to przedmioty zostały wyznaczone do oszklenia.
Jako, że aura była dla nas łagodną, prace dokonywane były pod niebem gołem.















Aura jednakowoż nadużyła naszego zaufania i okazała się suką. Zaczęło padać więc przenieśliśmy się pod przyjazny dach stodoły.



















A tu jest miejsce na zdjęcie, na którym Marek pokazuje się nam jako fachowiec. Profesjonalista, który bez zastanowienia robi to, co fachowcy zwykli robić. Mówiąc szczerze nie bardzo wiadomo, co to detalicznie jest.
















Potem tylko popatrzyliśmy, jak ma się jemioła.
















Się ma dobrze i powiedziała, że jeszcze trochę dojrzeje i będzie się można pod nią całować. Spoko.
Potem załataliśmy workami na zwłokę dziury po drzwiach i oknie, żeby aura nie wnikała zbyt nachalnie do baraczego wnętrza.















Acha. I wyrzuciliśmy jeszcze z 50 metrów kabla, bo nam się trochę spalił.
A tam, nie ma o czym mówić.