piątek, 2 listopada 2007

Dzień Dziewiąty. Ostatni jednocyfrowy.

Jest jesień otóż.















Serio. Obiektywnie rzecz ujmując jest ładnie. Wiecie - trawa jeszcze zielona, kolorowe liście, mgły snujące się mickiewiczowsko itd. Subiektywnie natomiast mży, siąpi, oblepia mgłą, piździ i szybko się ściemnia.
Tyle w kwestii przyrody.
My natomiast korzystając z bycia Polakami i obywatelami, zrobiliśmy sobie wolne od prac etatowych, i udaliśmy się. Rodzicom się udaliśmy, sobie się udaliśmy. O proszę jaka udana Maja.















Jako, że Maja jest wyjątkowo udana, to zaprezentuje nam nasz bardzo udany barakowóz w stanie, w jakim go rano zastaliśmy. Czyli taki fotograficzny Raport Otwarcia na dziś.















Mimo, że mżyło, siąpiło, czasami padało, to pracowane było dzielnie, bo w końcu listopad i lepszej pogody spodziewać się nie należy. Żeby nie popaść w jakąś jesienną deprechę, postanowiłem uzupełnić sobie poziom adrenaliny w Marku, budując wymyślną konstrukcję z przerdzewiałych kozłów i oślizgłych desek, a następnie stając na niej.




















Zabawa przednia. Pomysł się przyjął, dlatego postanowiliśmy zabawiać się w ten wyrafinowany sposób do nocy. O proszę.





























Noc była już głęboka (chyba 16.30), kiedy stwierdziliśmy, że (pozwolę sobie użyć eufemizmu) gówno widać i trzeba kończyć. Tak na marginesie powiem, że w babcinym ogrodzie to wyjątkowo głupie powiedzenie, bo daję słowo honoru, że po zmroku nie ma żadnej szansy, żeby zobaczyć tam kupę w trawie. Ledwo barakowóz było widać. To zdjęcie miało być Raportem Zamknięcia na dziś.















Mrok gęsty chociaż godzina przedteleexpressowa jeszcze.
Jesień.

Brak komentarzy: