niedziela, 30 marca 2008

Dzień XIV. Powrót do roboty.

Jak tak rzucamy okiem za okno, to wychodzi nam niezbicie, że dziś powinno być wczoraj. Bo wczoraj, kiedy postanowiliśmy wrócić na front (detalicznie rzecz ujmując na tył) barakowozo-remontowy, pogoda była marna, mokra i wietrzna. A dziś proszę - ciepło, słonecznie, bezwietrznie i wiosennie. Prawdopodobnie wszystko to dzięki tym manewrom z przestawianiem zegarków.
Ale do rzeczy, czyli sklejka początkowo-końcowa lub alfo-omegowa, jak ktoś woli.















Humory mimo nieustannej siompawicy dopisywały, co w zasadzie jest trochę dziwne.


































Tym dziwniejsze, jeśli przyjrzeć się materii, z którą się użeramy.
Może objaśnię - jest wredna momentami.
















No wiecie - porowate dechy, sęki i wypalone zawodowo do cna skrobaki.
Się tak człowiek użala i użala, zimny deszczyk przemacza człowieka, wiatr chłodny przeziębia, aż tu nagle JEBUT! - wychodzi zza chmury słonko, podkreśla zgrabnie kontrasty i robi się ładnie, żeby nie powiedzieć pięknie.















No. A bad news jest taki, że znów teraz będzie dwa albo i trzy tygodnie przerwy, bo tak się układa. Trudno - później się nadgoni.

niedziela, 9 marca 2008

Dzień XIII... z hakiem w sumie.

Było wczesne wigilijne popołudnie. Choinka błyskała kolorowo, ogień wesoło trzaskał w kominku, dom wypełniały zapachy zbliżającej się wieczerzy.
Podobno. Jakoby.
Nie wiadomo dokładnie, bo my akurat zajmowaliśmy się czymś innym. Wypędzeni na tzw. pole, czyli wystawieni na działanie rozlicznych czynników atmosferycznych, takich jak śnieg, zawierucha oraz mróz, wypełnialiśmy misję polegającą na montażu świeżo oszklonego okna.




















































No i tak. Tam karpie, barszcze i te inne a tu wichury i sople na pół baraku. Ech...
Ale nie ma co bidować, bo tak zupełnie z nienacka nadszedł moment na tzw. sklejkę łącząca, która z mroków zeszłorocznej Wigilii przeniesie nas do współczesności - ciepłego, słonecznego i wiosennego dnia dzisiejszego. Oto ona. Ta sklejka.




















W górnej części sklejki widać Kretkę miziającą się z choinką a w dolnej choinkę (zupełnie i absolutnie tą samą) miziającą się z przyrodą okołobaraczą. A to ci.
Bo dziś przy okazji konsumpcji babcinego obiadu postanowiliśmy lekko zaimpregnować i zainstalować dopiero co oszklone drzwi naszego dominium, jak również zasadzić naszą domową choinkę i jej koleżków tujów. Tujów było siedmiu ale zdjęcia mieli tylko czterej.
















Korzystając z pogody takiej, że ojacie, wzięliśmy się dziarsko do roboty.











































Jak widać na powyższych zdjęciach dziarskość aż z nas bije.
No właśnie. Bije. To jest dobry moment, żeby powiedzieć jasno, że nic nie jest wieczne. A już z całą pewnością wieczne nie są dopiero co wprawione w drzwi (lub w osłupienie) szyby. No nie są i już. Zresztą uważamy, że malowniczo łopoczące na wietrze kawałki folii są bardzo, bardzo fajne i świetnie komponują się z barakiem, przyrodą i innymi duperelami.















Atam szyby. Stokrotki już kwitną :)