niedziela, 30 marca 2008

Dzień XIV. Powrót do roboty.

Jak tak rzucamy okiem za okno, to wychodzi nam niezbicie, że dziś powinno być wczoraj. Bo wczoraj, kiedy postanowiliśmy wrócić na front (detalicznie rzecz ujmując na tył) barakowozo-remontowy, pogoda była marna, mokra i wietrzna. A dziś proszę - ciepło, słonecznie, bezwietrznie i wiosennie. Prawdopodobnie wszystko to dzięki tym manewrom z przestawianiem zegarków.
Ale do rzeczy, czyli sklejka początkowo-końcowa lub alfo-omegowa, jak ktoś woli.















Humory mimo nieustannej siompawicy dopisywały, co w zasadzie jest trochę dziwne.


































Tym dziwniejsze, jeśli przyjrzeć się materii, z którą się użeramy.
Może objaśnię - jest wredna momentami.
















No wiecie - porowate dechy, sęki i wypalone zawodowo do cna skrobaki.
Się tak człowiek użala i użala, zimny deszczyk przemacza człowieka, wiatr chłodny przeziębia, aż tu nagle JEBUT! - wychodzi zza chmury słonko, podkreśla zgrabnie kontrasty i robi się ładnie, żeby nie powiedzieć pięknie.















No. A bad news jest taki, że znów teraz będzie dwa albo i trzy tygodnie przerwy, bo tak się układa. Trudno - później się nadgoni.

Brak komentarzy: