sobota, 29 września 2007

Dzień drugi - osadzenie.




















No cóż. Nie ma sensu upierać się przy tym, że barak stoi prosto. Otóż nie stoi. Kapeć w jednym z zadyszlowych kół spowodował, że barak zaczął stać jeszcze mniej prosto.
Postanowiono więc kółeczko dopompować, żeby było dobrze. Jak widać na obrazku, był to pomysł raczej głupi. Pompka jest idiotycznie mała a buda wciąż waży ponad 6 i pół tony.
Pomysł zatem porzucono i zabrano się za poziomowanie obiektu przy pomocy narzędzi równie niedoskonałych, jak rzeczona pompka, czyli uszkodzonego lewarka, pękających płyt chodnikowych, betonowych bloczków oraz nas (i sporej ilości różnych zardzewiałych przedmiotów nie posiadających nazw). Acha i jeszcze tej... poziomicy.















I co? I nie udało nam się? No się nie udało ale jesteśmy blisko. Jeszcze dwa bloczki, sprawny lewarek i ho ho.
Poniższa ilustracja ukazuje Marka wydającego precyzyjne dyspozycje (ja dopompuje a ty dawaj dawaj z buta!!!) oraz Maję dającą z buta.















I tak przez jakieś trzy czy cztery godziny. Zleciało jak z bicza trzasł i wreszcie zabraliśmy się za czynności na dziś zaplanowane. Drapanie ze skrobaniem oraz opalanie. Nie opalanie się tylko opalanie farby.
Przygotowanie mamy odpowiednie. Proszzzz...















Kiedy wieczorem kończyliśmy pracę, barakowóz wyglądał tylko nieznacznie gorzej niż rano. Może dlatego, że postęp prac nie był szaleńczy.















Osiągnięcia Dnia Drugiego:
1. zryta ziemia pod barakiem,
2. połamane płyty chodnikowe (pod barakiem oczywiście),
3. sterty złuszczonej farby wokół baraku,
4. spalona szlifierka kątowa,
5. podłoga wewnątrz usiana jakimiś wiórkami i resztkami zbutwiałej płyty pilśniowej (rozbebeszono w celu badawczym - trzeba było ocenić stan),
6. usunięte przy pomocy młotka światło tylne barakowozu (drugie ktoś usunął wcześniej ale nie wiemy, czy młotkiem),
7. odkrycie bardzo opuszczonego gniazda os w części sypialnej baraku (mamy nadzieję, że te osy nie są sentymentalne i nie wrócą na ojcowiznę).

Zaczyna nam się wydawać, że będzie przy tym ciut więcej pracy, niż sądziliśmy.

Brak komentarzy: