niedziela, 23 września 2007

Dzień Pierwszy w zasadzie. Tzn. w sadzie... w zasadzie.

Na początku było tak:















oraz tak:














Nie był to jednak stan stabilny, bo po jakimś czasie rzeczy miały się tak:














oraz tak:














Taka to właśnie historyjka. Jako się rzekło, w sobotę odbył się uroczysty transport barracka na miejsce mu przeznaczone. Operacja była z serii tych poważnych, o czy świadczy już choćby ciągnik w rozmiarze XXL.














Ciągnik dzielnie ciągał a że barak nie ma świateł, to śmy za nim jechali z podłą prędkością, robiąc za kierunkowskazy.




























Dzień był ładny. Suchy i słoneczny. Tę jedną, jedyną kałużę, już z daleka widzieliśmy. Lśniła w słońcu jak dyjament. Nie może być zatem zaskoczeniem, że przy tej jednej, jedynej na całej ziemi bielskiej i cieszyńskiej kałuży barak nasz złapał gumę.




























Powiedzmy sobie jasno - ciągnik z taką przyczepą nie jest demonem prędkości, choć demonem trochę i owszem. Może dlatego przed nim pustka a za nim sznur samochodów bywa normą.














Mniej więcej w tym miejscu kierownik traktora zauważył, że kapeć nie jest domeną li tylko barakowozu, że ciągnik też nie gęś czy coś tam. W każdym razie z tego wielkiego koła zaczęło uchodzić powietrze. Raczej szybko. Nastąpiła więc uroczysta zmiana traktorów i zawitaliśmy do naszego Hobbitonu z nowymi siłami u dyszla.














Dzielny traktorek wgniótł w ziemię wylęknioną rodzinę kretów, upatrzył odpowiednie miejsce...




























... i umieścił na nim nasze baraczątko :)














Teraz odpoczywa i zagnieżdża się na nowym miejscu. W następną sobotę zabieramy się za renowację.

Brak komentarzy: