sobota, 5 lipca 2008

Dzień XX. Home (barrack) Alone

Bo padało od rana. Tak dokładnie, to od wczoraj rana. Ale pada czy nie pada, robić trzeba, a co ważniejsze, trzeba odebrać z Leroy Marlin zamówione przedmioty w postaci pociętych na wymiar płyt OSB. Wsiadłem więc na rower i pojechałem.
Zanim jednak pojechałem, spotkałem się w piwnicy z sąsiadem, który z troską w oczach starał mi się wytłumaczyć jak jakiemuś koniowi, że pada a nawet leje, i jazda rowerem w taką pogodę jest - jak by to ująć - głupia. Skłamałem mu zatem, że ja muszę tylko tu, tam skoczyć i tego, że spoko. Wzruszył jednym ramieniem, bo drugie miał obciążone jakąś wielką wiertarą, i gdyby nim wzruszył, to by je sobie nadwerężył albo i zwichnął. Wzruszył więc i poszedł. A ja pojechałem. Rowerem w deszczu po płyty OSB.
Osoby znające bliżej zjawisko płyt OSB, dobrze wiedzą, że jazda po nie rowerem, choćby były pocięte na dowolne wymiary, jest... może nie tyle głupia, co absolutnie bezsensowna. No chyba, że rower, to Land Rover. Otóż podkreślam dobitnie, że wiem o tym, dlatego umówiłem się z teściem wszystkich teściów Cezarym, który pod rzeczone Leruła Merlę podjechał samochodem. Korzystając z okazji dopakowałem mu do płyt jeszcze wykładzinę i rozstaliśmy się pokojowo. On ruszył na dalsze dopakowywanie auta a ja do Kisielowa. Tym rowerem. W deszczu.
Jakoś tak wyszło, że dojechaliśmy na miejsce prawie jednocześnie.
I się zaczęło.
Dziś robiłem coś takiego.















Znaczy się wypełniałem podłogowe ubytki świeżutko przyciętymi na wcześniej wspomiane zamówienie płytami OSB. Sam wymierzyłem, sam zamówiłem i sam naprawiałem to, co spieprzyłem, czyli przycinałem co nieco tak, żeby się zmieściło.



















Tyle teorii. W praktyce wyglądało to mniej więcej tak.



















Wybierałem miejsce akcji, przymierzałem płytę, dziwiłem się, że nie pasuje, brałem piłkę, dłutko i młotek i czyniłem co trzeba. Z podłogi unosiły się metry sześcienne pyłu, który wdzierał mi się dziarsko do organizmu. To co się nie wdarło, na zdjęciach wyglądało jak Mgławica Magellana.
Bardzo to interesujące. Podczas naszego następnego pobytu trzeba to wszystko wysprzątać, pomyć, odkurzyć, czy coś tam, położyć wykładzinę i ten... i w zasadzie obiekt zacznie nadawać się do wykorzystania zgodnie z przeznaczeniem.
A to ci.

1 komentarz:

Niebożątka pisze...

!!!

:)

(Maja oniemiała)