Po pierwsze wujek. Oraz ciocia ale wujek dla naszych baraczych interesów był istotniejszy.
Wujek skosił co się dało (ciocia zgrabiła i co jakiś czas przewracała, żeby było ok). Nie koszenie jednak było istotne. Nawet nie to, że w domu wujek zrobił wszysto, co do zrobienia było. Istotne jest to, że wujek sprawdził nam instalację elektryczną w baraku, ponaprawiał, co trzeba i w sposób profesjonalny zorganizował dostarczanie energii do budy.
Mówiąc krótko - VIVA WUJEK!!!
Nie chcieliśmy być gorsi od wujka i cioci, i też robiliśmy rozmaitości.
Było opalane, skrobane, malowane itd. I mrugane żarówkami wewnątrz też było, bo bardzo nas cieszy możliwość mrugania.
Z rzeczy malowanych nowością było malowanie elementów metalowych. Malowaliśmy farbą pt. brązowy młotkowy. Może on i brązowy, może on i młotlowy ale lśni, jak psu na przednówku. Coś tam.
Trochę taki Golden Kibel, co nie?
Poza tym ze względu na obecność Michała i Kuby, pojawiły się możliwości obfotografowania różnych rzeczy i osób, z bardziej fantazyjnej perspektywy niż zazwyczaj.
Po zrobieniu fotek z tej perspektywy, co to o niej wspominano, chłopcy opuścili stanowisko w sposób nie mniej fantazyjny niż perspektywa.
Miło :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Pięknie, mam tylko taką uwagę, widzę kabelek elektryczny z gniazdka, który leci po ziemi. Lepiej, niech będzie w powietrzu, bo w razie przebicia i deszczu, kogos może prąd porazić. Kable NIE MOGĄ LEŻEĆ NA ZIEMI.
POZDRO
eLZA
Prześlij komentarz