sobota, 20 października 2007

Dzień Siódmy. Cisza.

Bladym świtem, gdzieś tak koło jedenastej, przedarłwszy (przedarł wszy - jak sugeruje słownik) się przez zaspy, dotarliśmy na pozycje.















A tam normalnie niespodzianka, bo Rodzic pod naszą nieobecność, wykonał nam takie niewielkie lądowisko dla malutkiego helikopterka. Możemy też tam np. postawić stolik.















A tak w ogóle, to dostajemy mnóstwo listów i maili z pytaniami dotyczącymi wnętrza barakowozu. Postanowiliśmy na oba odpowiedzieć czynem, czyli umieścić zdjęcia.
Zdjęcie sypialni... (cztery łóżka na kuszetkową modę zrobione)















oraz sypialni ale widzianej z salonu.















Ten pierwszy śnieg i zapowiedzi następnych, trochę nas zaniepokoiły. Z tego niepokoju chyba pracowało nam się szybciej. Każda oskrobana decha była bezzwłocznie pokrywana Drewnochronem, który (jak sugeruje nazwa) deski chroni. Przed zimnem, wilgocią, ciemnością, powietrzem, ogniem i wojną. Jak mniemamy.















Pracowaliśmy dzielnie.















Hmm... jak tak się patrzę, to nawet bardzo dzielnie. Bardziej dzielnie niż mądrze. Woda, elektryczność, zapał - te rzeczy.
Ale efekty są jak malowanie :)















* * *
W poprzednim odcinku obiecaliśmy zająć się kwestią starego indiańskiego cmentarza, za sprawą którego rosną nam duchi na zdjęciach. Się zajęliśmy. Naj sam pierw przetarliśmy obiektyw aparatu. Mała rzecz a skuteczna. Duchi się wystraszyli i znikli.
Na poniższej ilustracji Maja robi - TADAM! - w celu świętowania naszego sukcesu.




















Acha. No i jest tak, że piszą o nas. I to nie byle kto, bo Obły. On tak ma, że gubi notki, więc zacytuję KLU:
" PS. Zapomniałbym: RETURN OF THE BEZO (& MAJA) w postaci prawdziwej historyjki o prawdziwym BARAKOWOZIE. oni to piszą własnym potem krwią i farbą i opalarką.
GOROMCO POLECAM!! W TYM DUSZNYM GĄSZCZU INTERESOWNYCH ZAPISKÓW ZNALEŚĆ MOŻNA PRAWDZIWKI PASJII I PODGRZYBKI NIEZŁOMNYCH TRWOŻĄCYCH KREW W ŻYŁACH I LAKIER W PUSZCE HISTORI Z ŻYCIA CIAGNIKIEM ZACIĄGNIONYCH."

***

I tyle. Warto jeszcze wspomnieć, że widzieliśmy stado 10 czy 11 drapieżców, krążących nad nami, słyszeliśmy polowaniową strzelaninę, oraz że prócz tego panowała niesamowita wręcz cisza.
Wyborcza.

Brak komentarzy: