niedziela, 14 października 2007

Dzień szósty. Pożar i duchi.

W ten piękny, chłodny, październikowy poranek, Maja - jako wierząca i praktykująca rowerzystka - prezentuje ideę, wzorzec oraz sposób wykonania modnego i wygodnego stroju sportowego "na cebulkę". Musi być wiecie lekko, gustownie, ciepło i tak, żeby nie krępowało ruchów. Tu mamy model Onion Six.
















Marek tymczasem zastanawia się komu bije dzwon. Bo akurat bił. Dzwon. Nie Marek.
Na zdjęciu w zasadzie tego nie widać. Widać za to ładnie kontrastujący z otoczeniem kabel.




















Wyglądająca na czerpiącą radość z opalarki Maja, w rzeczywistości nastaje ową opalarką na nietykalność cielesną szerszenia, który dziś wielokrotnie (choć nieskutecznie) starał się nawiązać z nami kontakt.















Tymczasem Marek... no dobra, wcale nie tymczasem. Sporo później, kiedy już było ciepło i wiosennie, Marek robił barak jak malowany. Ale nie tak naprawdę malowany, w kwiatki czy motylki, tylko malowany takim specjalnym impregnatem. Myślę, że w zasadzie może używać tytułu - Impregnator. Marek. Nie barak.
















Następnie postanowiono podlać barakowóz, żeby trochę urósł.
















Nie no, coś ty - oczywiście, że to żart, bo przecież barakowozy nie rosną. Przynajmniej nie od podlewania. Czynność, którą Marek tak malowniczo wykonuje przy pomocy konewki, nazywamy "gaszeniem pożaru". Tak jakoś wyszło. Każdy ze szkoły pamięta, że jest jakaś zależność między dziećmi, zapałkami i pożarami. No to między opalarką, starym, suchym barakiem i Mają też. A wyglądała tak niewinnie.
Tu, by odwrócić uwagę czytelnika od banalnego pożaru, Maja poleciła zwrócić baczną uwagę, na ogrom śrubek ciągnących się tu i ówdzie, na zupełnie nowej ścianie baraku.
















Marek też wygląda niewinnie z tym, że on rzeczywiście JEST niewinny.
















A na koniec wreszcie coś konkretnego, czyli efekt naszej dzisiejszej działalności.















A tak zapytam - czy może ktoś zauważył, że po lewej stronie unosi się coś, jakby dym? Otóż to nie jest dym. Widać to coś na większości zdjęć w okolicach tego miejsca. W świecie realnym tego nie widać. Jest jedno proste wytłumaczenie. To duch. Prawdopodobnie postawiliśmy budę na terenie starego indiańskiego cmentarza. W następnych odcinkach postaramy się wyjaśnić, skąd się do cholery wziął stary indiański cmentarz między Ustroniem a Cieszynem.

3 komentarze:

Niebożątka pisze...

Kochani, nie widać zdjęć na Waszej stronie!

brk

barrack pisze...

A to ci historyjka.

Niebożątka pisze...

No dobrze, już widać. Ale następnym razem proszę mnie tak nie stresować.

brk